Taki czas w moim życiu jest, że zapierdalam jak szalona. Tak zapierdalam,
że na zmianę gubię 3 kg, bo zapominam, że jeść trzeba, a potem z kolei jak już
sobie przypomnę to 3 kg wracają w jeden wieczór. Zapominam o wszystkim i
wszystkich, nie pamiętam dat, deadlinów, terminów, nie pamiętam gdzie
zostawiłam suszarkę, majtki, klucze, rękę, mózg i dupę. Maluję ściany, kopię ogródki,
organizuję przyjęcia, jeżdżę po lekarzach, sprzątam, gotuję, tańczę i recytuję.
Multitasking to moje drugie imię. Tak ostatnio jest, że hej. No i żeby sobie
jeszcze dopierdolić więcej postanowiłam, że będę pisać. No bo po chuj nic nie
robić? Przecież musi się dziać, a ja nawet nie wiem w sumie jak to jest jak się
nic nie dzieje. Tak więc na tym całym moim nibyblogu z częstotliwością raz na
miesiąc wrzucam jakiś wymyślony na prędce, okraszony dużą liczbą przekleństw
post. Że niby taka fajna jestem i w ogóle nowoczesna, to rzucę sobie jakąś
kurwą zamiast przecinka. I tak dziś między tymi kurwami przyszło mi do głowy
takie filozoficzne rozmyślanie – po chuj ja tak ciągle gdzieś biegnę? Co się
stało z tą szaloną Najną z kolczykiem w nosie, warkoczykami na głowie prawie
dreadami, wiecznie zbuntowanym dzieckiem kwiatem, który siedząc na ławce w
parku i popijając browarka zarzekał się, że za żadne skarby w świecie nie
będzie pracował w korpo. W zasadzie to wtedy nie wiedziałam nawet co to korpo i
że takie słowo istnieje. Generalnie zamysł był, że będę robić w chuj artystyczne
rzeczy i dużo podróżować. Tak, zwiedzę cały świat. Bo pieniądze to nie wszystko.
Hahahaha, dobre nie? Na pocieszenie zaśpiewam sobie teraz:
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz
nic!
To Twój bunt przemija, a nie Ty!
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz
nic!
Ja się pytam jak to się stało? Jak to się mogło stać i co poszło nie tak? To
znaczy wiem, bo duża ze mnie dziewczynka, ale po cholerę?

Chciałabym poleżeć na trawie, wykąpać się w rzece, jeziorze, pobyć w
dziczy. Rozpalić ognisko i siedzieć tak do rana patrząc na gwiazdy. Zostawić
telefon, komputer i żyć.
Chciałabym nic nie musieć tylko chcieć coś zrobić.
Chciałabym wrócić do bycia szaloną nastolatką, powłóczyć się z moją Wiktorią
po nocy, obudzić się gdzieś o piątej nad ranem w parku i wyskoczyć do nocnego
po piwo aby siedzieć dalej do 9 co najmniej i rozmawiać o niczym.
Chciałabym pójść na wagary na łąki albo do lasu. Skakać do wody z drzewa i
kąpać się w bieliźnie. Na spontanie pojechać na Woodstock, skakać i tańczyć nie
przejmując się zupełnie niczym i żyć chwilą. Tak, wtedy żyło się chwilą tak
naprawdę.
Chciałabym pojechać z moimi dziećmi pod namiot, obudzić się rano i ugotować
herbatę na pomarańczowej butli z gazem. Popływać żaglówką po mazurskich
jeziorach, na obiad zjeść pulpety w sosie pomidorowym ze słoika, a po kolacji
umyć zęby w jeziorze.
Chciałabym pójść na drzemkę na dmuchanym materacu w cieniu pod drzewem,
kiedy żar się z nieba leje. Przytulić się do moich dzieci i słuchać szumu drzew
tudzież śpiewu ptaków. Poczuć zapach wody, jeziora, rzeki – jak dla mnie najpiękniejszy
zapach na świecie!
Chciałabym wsiąść w samochód i pojechać z przyjaciółmi nad jezioro, usiąść
nad wodą, patrzeć jak nasze dzieci się bawią, śmiać się i rozmawiać o niczym.
Jak w amerykańskim filmie rozpuścić włosy, założyć różowe okulary i pojechać
przed siebie w siną dal.
Taki czas w moim życiu, że na najprostsze i najtańsze rzeczy nie mam chwili.
Taki czas, że nie widuję się ze znajomymi, nie mam czasu dla dzieci, męża,
nic.
Taki czas, że nie wiem co to sport, takie słowo przestało istnieć w moim
słowniku. Sportem nazwać mogę bieg do autobusu albo poranną przebieżkę między
łazienką a pokojem dzieci.
Taki czas, że z zazdrością patrzę na roześmianych rowerzystów mijających
mnie w drodze do marketu budowlanego w weekendowe popołudnia.
Taki czas, kiedy podrzucam moje dzieci wszystkim dookoła, robiąc po 200 km
dziennie i będąc równocześnie córką Hołowczyca i żoną Kubicy.
Taki czas, że nie potrafię położyć się na turbo drzemkę, bo w głowie mam
sekretarkę Marysię, która stoi nade mną z listą spraw do wykonania.
Taki czas, że mam ochotę się poużalać nad sobą, pojęczęć, ponarzekać i
przestać udawać, że wszystko jest ok i ander kontrol. Że dam radę, że to minie,
już niedługo, a za chwilę to będę się tylko z tego śmiać. Że cieszę się, że jest
maj i jest zimno, bo jakby było ciepło to bym umarła z żalu, że z tego ciepła
korzystać nie mogę. Że chciałabym zwolnić tą sekretarkę Marysię, ale nie mogę,
bo ona jest w wieku przedemerytalnym i nie mogę jej puścić z torbami. Że
najchętniej to bym z tą Marysią poleciała gdzieś w tropiki wygrzać białe
korporacyjne dupska.
No taki mam teraz czas cholera jego mać.
Komentarze
Prześlij komentarz