Przejdź do głównej zawartości

Dzień Matki

Koniec maja, słońce, piątek rano, jadę do pracy. Uśmiechnięta, w końcu jutro wolne, słoneczko świeci, szybko trzaśniemy 8 godzin i laba. Docieram do biura, robię kawę, odpalam komputer, szybko czytam maile, wypisuję sobie listę zadań na cały dzień, a w międzyczasie wchodzę sobie na FB. No taka praca, taka branża, że MOGĘ. Popijając poranną kawkę scrolluję myszką w dół i szybko przeskakuję przez posty wrzucone na stronie głównej. Dodam również, że dziś 26 maja - Dzień Matki, tak więc dominują posty gloryfikujące macierzyństwo i rolę tej jednej, jedynej, niezastąpionej i niepowtarzalnej bogini życia – MAMY. Super, myślę sobie, w końcu ja też jestem mamą i jest to dla mnie ważne święto. Enjoy. Ale niestety po kilku minutach mój wzrok spotyka takie oto zdjęcie:


Zdjęcie przedstawia półkę w jednym z sieciowych salonów prasowych, na której wystawione zostały książkowe propozycje prezentów dla Mam. I teraz tak żeby była jasność – nie hejtuję, nie uwłaczam zdolnościom pisarskim wymienionych poniżej autorów, nie neguję, że książka z Zielonymi Koktajlami jest must havem każdej laski, każdy jest inny i każdy lubi co innego. Zgadza się. ALE idąc za słowami Kazika:

Czy Wy nas macie za idiotów?!

Oto jakie pozycje znajdziemy na półce polecanej przez jedną z największych sieciówek w Polsce: „Healthy Ciąża” Ani Lewandowskiej, „Zdrowe Koktajle” Ewy Chodakowskiej, „Codziennie Fit” Marty Hennig, „Smak Zdrowia” Agnieszki Maciąg, „Ekoporadnik” Kingi Rusin, „U malucha na talerzu” Marty Jas – Baran, „Cały ten Burdel” Joanny Kajstury znanej jako Fit Matka Wariatka, ze 4 poradniki dotyczące Hygge, 3 kolejne o Zielonych Koktajlach, książka „Skin Coach” bóg raczy wiedzieć jakiej autorki, „Jak być Glam” i inne w tym stylu… Ręce opadły mi do ziemi. Nie sorry, opadły mi do garażu, na poziom -2 mi opadły, a siedzę przy biurku na 3 piętrze. Myślę sobie o co tu kurwa chodzi? Dokąd zmierzasz świecie i dlaczego właśnie w tym kierunku? Idąc za logiką wystawionych na tej półce książek, współczesne mamy piją non topez zielone koktajle, są fit i glam, robią kursy aby być coachem od skóry, a poza tym nie robią nic innego tylko poszukują szczęścia wg wskazówek serwowanych przez Hygge… Zapytam jeszcze raz:

Czy Wy nas macie za idiotów?!

Rozumiem, że takie czasy, że znane nazwiska się super sprzedają, że teraz wszyscy chcemy być fit, zdrowi i szczęśliwi. I cieszę się, że wzrasta u ludzi świadomość jeśli chodzi o zdrowe odżywianie, o dbanie o swoją sylwetkę i te inne pierdoły, ale kurwa nie dajmy się zwariować! Czy naprawdę teraz trzeba pisać książki, w których znajdą się przepisy na zielone koktajle? Że jak sobie kupię taką książkę to dowiem się że do blendera marki X muszę wrzucić jarmuż, pomarańczę, banana, dolać wodę i będę mieć koktajl? Bo bez tego sama nie wpadnę na to, że tak się robi zielony koktajl? (A marka X jest głównym sponsorem tej książki). A szczęścia mam szukać dzięki Hygge? A co z taką mamą ze Śląska? Dajmy na to Haliną jakąś. Co wstaje o 4 rano, oporządza chałupę, wyprawia dzieci do szkoły, męża do kopalni, gotuje, prasuje, pierze, sprząta, dorabia jako sprzątaczka w spożywczym za rogiem za 6,50 brutto za godzinę. I ona ma szukać szczęścia dzięki Hygge? Ja wiem, że nie ten target, nie do takich mam skierowana jest ta oferta, ale jednakowoż myślę, że mam takich jak Halina jest więcej. Że dla niej Pani z telewizji śniadaniowej pisząca w swoim „Ekoporadniku” o plackach z buraka i szpinaku jest tak wielką abstrakcją jak Conchita Wurst na ubiegłorocznej Eurowizji.

Czy ktoś pomyślał o tym w jakim nas to świetle stawia? Nas kobiety, te istoty, które dają życie, są opoką rodziny, filarem tego kraju. Wiem, zajechało trochę feministyczną gadką, ale co pomyślałyby o nas nasze babki i prababki? Te, które wywalczyły dla nas edukację i dostęp do wiedzy powszechnej. Że no kurwa Ty zaczytujesz się w poradniku „Jak być Glam” albo „Skin Coach”? Że zamiast ćwiczyć swój mózg wolisz ćwiczyć dupę? Że ważniejszy jest dla Ciebie brak cellulitu i długie rzęsy zamiast konkretnej wiedzy na temat literatury, sztuki, geografii, matematyki, elektroniki, transportu, internetu tudzież zakładania własnej działalności gospodarczej? Że nie wyrabiasz sobie żadnych poglądów na temat rzeczy, które naprawdę powinny być dla Ciebie ważne, że nie wiesz nic o świecie, ale jesteś biegła w rozpoznawaniu skrótów TBC, ABT, Fat burning i na pamięć znasz skład etykiet wszystkich produktów, jakie podajesz swojemu dziecku? Że ostatnią dobrą książkę przeczytałaś w liceum i był to Harry Potter? No sorry, ale coś tu chyba jest nie tak.

Nie godzę się na to aby szczytem naszych marzeń było kupno książki, która powie nam jak prawidłowo złożyć ubrania. Nie godzę się na to aby moja Mama została obdarowana książką, której tytuł głosi, że „Bóg Nigdy Nie Mruga”, a „Ty Jesteś Cudem”. Nie godzę się na to aby moja Córka była codziennie fit i glam, a jak sama już będzie mieć dzieci to będzie kupować poradniki dla szczęśliwych mam, a jej ciąża będzie healthy.

Znalezione obrazy dla zapytania hygge mem

Nie godzę się na wciskanie nam kitu, że w dzisiejszych czasach nie możemy być szczęśliwe bez posiadania wiedzy na temat Hygge. Tu jest Polska, tu są czarne protesty, marsze, parasolki, wycofywanie Ella One i zaostrzanie prawa aborcyjnego. Tu jest Ucho Prezesa, Jarosław, Ryszard z Joanną, kot i wycinanie drzew. Tu są kobiety, matki i córki, które mają prawo być szczęśliwe po polsku. Które zamiast Agnieszki Maciąg i Kingi Rusin wybiorą Jakuba Żulczyka, Olgę Tokarczuk, a czasem nawet Houellebecqa i Cortazara. Kobiety, które nie tracą czasu na bycie glam i fit, bo takie już są i mają to w dupie. Kobiety, którym zależy na tym aby ich córki wyrosły na mądre i pewne siebie kobiety, a nie kolejne Natalie Siwiec, których szczyt możliwości przypadł na pokazanie piersi na meczu Polska – Niemcy.

Takie bądźmy dla naszych Mam Kochanych. Takie bądźmy dla naszych Dzieci, a przede wszystkim takie bądźmy dla nas samych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień Świra

Są takie dni, kiedy wiesz, że wszystko będzie źle. Wstajesz i po prostu to wiesz. Czujesz to w kościach, bo przez całą noc wisiałaś na brzegu łóżka, przygnieciona osiemnastoma kilogramami dziecka, którego włosy skutecznie wchodziły w twój otwór gębowy i nie pozwoliły swobodnie złapać oddechu. Czujesz to w uszach, bo od samego rana wysłuchujesz jak twoja ukochana córka odmawia założenia kwiecistej sukienki na bal w przedszkolu celebrujący wiosnę i  ma w dupie to, że ty tą sukienkę przez całą noc do 4 nad ranem szyłaś, klęłaś pod nosem, a wcześniej tego samego dnia stoczyłaś bitwę z emerytowaną babą o wstążkę w kwiaty, którą wypatrzyłaś na bazarze i która idealnie do wizji tej sukienki pasować by mogła. Wywalczyłaś tą wstążkę, bo była ostatnia, uszyłaś tą kieckę, a twoje dziecię ukochane, co je wiłaś w bólach porodowych przez godzin równo sztuk 12 i tak tej kiecki nie założy. Nie, bo woli różową, tiulową spódniczkę z Pepco co była w zestawie z różdżką i koroną. I czujesz, że tak na...

Będę FIT

Opowiem Wam historię, jakich znacie i słyszeliście wiele. Więc może być nudno, ale co tam. Zaryzykuję. Rzecz będzie o odchudzaniu. Tak, poruszę ten haniebny i odwiecznie wszystkim doskwierający temat. Otóż odkąd przekroczyłam pewną granicę wieku dołączyłam do grona osób, które wiecznie są na diecie lub na niej będą. Od poniedziałku, od 1szego, jak zacznie się post, adwent, szabat tudzież ramadan. Tak w kółko. Jednym się udaje, a większości nie. No u mnie to zazwyczaj, A I O DZIWO SIĘ NIE UDAJE. Moje przygody wyglądają mniej więcej tak: Zaczyna się to zwykle w momencie, kiedy spotkam jakąś chudą koleżankę i działa na zasadzie: „jak ona mogła to ja też!”. Albo jak zobaczę siebie z rana z wystającym sadłem. Just like that. Postanawiam, że „o nie! z tym już koniec, przechodzę na dietę”. Najciekawiej było jak postanowiłam, że nie to, że schudnę ALE jeszcze się oczyszczę i zadbam o zdrowie! A CO! Taki kombos sobie zrobię i przejdę na dietę warzywną Pani Dąbrowskiej. Generalnie to nie wi...

Pod Górę

3 miesiące. 3 miesiące ciężkiej, intensywnej i wytężonej pracy nad projektem, który ma wyrwać Twój dział z marazmu, z zapomnienia i wyciągnąć ludzi z tonącego statku bez chwytania się za brzytwę. Projekt, dzięki któremu przez 3 następne lata Ty i Twoi współpracownicy nie musielibyście robić nic, tylko spijać sobie z dziubków i odcinać kupony. Projekt tak bardzo ważny, że każda inna rzecz w Twojej firmie nie ma żadnego znaczenia, wszyscy inni klienci idą w odstawkę, bo Ty i Twoi współtowarzysze pracujecie nad projektem życia. Wymyślacie, jeździcie, robicie wizje lokalne, zdjęcia, kręcicie filmy, robicie kampanie reklamowe, rozkładacie na czynniki pierwsze każdy element, który może pomóc w wygranej. Mało tego, tak bardzo wierzycie w wygraną, że nikt już nie pyta nawet KIEDY będzie wiadomo czy już wygraliście, tylko JAK JUŻ wygracie to będzie tak, srak i owak. No tak będzie i tak było. Bo przecież idąc za słowami jakiegoś super poczytnego wieszcza w stylu Paula Coehlo „Jak się czegoś ba...