Przejdź do głównej zawartości

Pod Górę

3 miesiące. 3 miesiące ciężkiej, intensywnej i wytężonej pracy nad projektem, który ma wyrwać Twój dział z marazmu, z zapomnienia i wyciągnąć ludzi z tonącego statku bez chwytania się za brzytwę. Projekt, dzięki któremu przez 3 następne lata Ty i Twoi współpracownicy nie musielibyście robić nic, tylko spijać sobie z dziubków i odcinać kupony. Projekt tak bardzo ważny, że każda inna rzecz w Twojej firmie nie ma żadnego znaczenia, wszyscy inni klienci idą w odstawkę, bo Ty i Twoi współtowarzysze pracujecie nad projektem życia. Wymyślacie, jeździcie, robicie wizje lokalne, zdjęcia, kręcicie filmy, robicie kampanie reklamowe, rozkładacie na czynniki pierwsze każdy element, który może pomóc w wygranej. Mało tego, tak bardzo wierzycie w wygraną, że nikt już nie pyta nawet KIEDY będzie wiadomo czy już wygraliście, tylko JAK JUŻ wygracie to będzie tak, srak i owak. No tak będzie i tak było. Bo przecież idąc za słowami jakiegoś super poczytnego wieszcza w stylu Paula Coehlo „Jak się czegoś bardzo mocno chce, to można to mieć, bo cały wszechświat zaczyna potajemnie Ci sprzyjać” czy jakoś tak. Just like that, wszechświat przybija Ci pionę i jazda, możesz wszystko. Otóż nie. Nie można. Tak się nie dzieję, a na pewno nie w Twoim przypadku, bo Ty musisz mieć zawsze pod górkę i żaden wszechświat nawet bez przyczajki nie będzie Ci sprzyjał. Żeby nie było zbyt nudno i monotonnie. O nie. Projekt życia zgarnie konkurencja, a Ty teraz będziesz musiała nadrabiać zaległości z klientami, którzy niesłusznie poszli w odstawkę. Ale oczywiście, Twoja praca i Twoich współtowarzyszy zostanie doceniona, to na pewno. Daliście z siebie wszystko, 300% normy, ale inni byli lepsi. Sorry, takie życie.

I tak jest zawsze. Tak się dziwnie składa, że całe życie jest coś, co nie pozwala Ci spokojnie realizować planów. To COŚ sprawia, że wszystko jest zawsze od dupy strony i nie tak jak powinno. Że zawsze jest ktoś lepszy, coś lepsze, inne, bardziej odpowiednie, nie ten czas, moment, zawsze NIE TAK JAK BYĆ POWINNO. I tak od małego na przykład, we wszystkim jesteś druga. Najgorzej. Nie, że raz Ci się zdarzy wygrać cokolwiek i zająć pierwsze miejsce albo w ogóle się nigdzie nie zakwalifikować, bo się nie nadajesz. Nie. We wszystkim musisz być druga albo jak Bóg da to czwarta, tak żeby nawet na podium się nie zmieścić. I przykładowo - dobrze biegasz, jesteś szybka, zwinna, jeździsz na zawody, trenujesz, poświęcasz swój czas, ale i tak do mety dobiegasz zawsze druga. Skaczesz wzwyż, bez jakichś oszałamiających sukcesów, ale zawsze coś. Reprezentujesz szkołę na zawodach powiatowych i co? Jedziesz do Ostrołęki tudzież jakiegoś Przasnysza, startujesz w zawodach, sami przeciętniacy tacy jak ty, ale nic to. Jest szansa na złoto, pokładane są w Tobie nadzieje, ale i tak zajmujesz drugie miejsce, bo jakaś Kasia z Budzyna skoczy o 1,5 cm wyżej niż Ty. Grasz w nogę, kosza, siatkę, jeździsz na zawody, trenujesz, chodzisz na treningi. I zawsze Twoja drużyna zajmuje drugie miejsce. Nawet jak jakimś fuksem strzelisz gola warszawskiej drużynie dzięki czemu wygracie z nimi mecz, to i tak okaże się, że one miały więcej punktów i wygrają turniej, a Wy będziecie drugie. Zawsze. Tyczy się to również innych sfer Twojego życia - pomimo tego, że Twój ojciec jest kierowcą i od 14 roku życia jeździsz samochodem, nie zdajesz egzaminu z prawa jazdy za pierwszym razem. Zdasz go za drugim. Nie dostaniesz się na olimpiadę językową, bo zabraknie Ci 3 punktów. Nie pojedziesz na wypasioną wycieczkę klasową do Londynu, bo jakiś daleki kuzyn, siódma woda po kisielu, wybrał Cię na matkę chrzestną swojego dziecka i akurat w tym terminie masz chrzciny. I tak jest zawsze, ze wszystkim.

Znalezione obrazy dla zapytania zawsze drugi mem


Kochasz sport, więc zdajesz na studia sportowe - no tak wyszło, wybrałaś sobie. Trenujesz dziko przez cały rok, jeździsz 3 razy w tygodniu na basen do Ciechanowa i pływasz aby się dostać. Jedziesz na egzamin wstępny obsrana jak siemasz, skaczesz do wody, robisz swoja życiówkę i okazuje się, że zabrakło ci 0,05 sekundy aby otrzymać 20 punktów z egzaminu, które automatycznie kwalifikują Cię do grona przyjętych studentów. Dostajesz 18 i czekasz 2 miesiące w stresie na wyniki, układając już swoją ścieżkę kariery na kasie w MacDonaldzie. Ale ok, suma summarum dostajesz się i jedziesz na studia. Do stolicy. Świat stoi przed Tobą otworem. Zaczynasz nowe życie, poznajesz faceta, zakochujesz się, dużo podróżujecie, no sielanka. Będąc jeszcze na studiach idziesz do pierwszej poważnej pracy. Pracujesz dużo, lubisz to co robisz, ludzie Cię doceniają, szef Cię lubi i nagle bach! Jesteś w ciąży! Na 5 roku studiów, bez mieszkania, będąc jeszcze na umowie na czas określony i mieszkając z 4 osobami na 20 metrach kwadratowych w wynajmowanej kawalerce. Bosko. Tak więc kończysz studia z brzuchem, bronisz pracę magisterską na tydzień przed porodem, Twoje dziecię pierwsze miesiące życia spędza w kawalerce, gdzie wszystko DOSŁOWNIE masz pod ręką. Jesteś mamą na urlopie macierzyńskim. Czas płynie, wracasz do pracy, ale Twoje stanowisko zostało rozwiązane, firma upadła i musisz szukać czegoś nowego. Znajdujesz, ale nie jest to już to samo, czujesz że cofasz się w rozwoju i marnujesz swój potencjał. Zaciskasz zęby i oddajesz się przygotowaniom do ślubu. Standardowo nie masz na ten ślub kasy więc robisz skromny obiad dla najbliższej rodziny i imprezę dla znajomych podczas gdy Twoje koleżanki wyprawiają swoje urodziny z taką pompą, że w standardzie jest 7 ciepłych dań oraz fajerwerki o północy. Ty natomiast cieszysz się, że na Twoim weselu jest zimna wódka i mini kanapeczki po 2 sztuki na gościa.

Tak, Twoje koleżanki są mądre, bo najpierw kończą studia, zwiedzają świat, znajdują pracę marzeń, zakładają swoje firmy, zaręczają się, biorą bajkowe śluby, kupują wypasione mieszkania na kredyt i dopiero wtedy zachodzą w ciążę. U ciebie jest wszystko na odwrót. Bo przecież nadal mieszkając w kawalerce dowiadujesz się, że jesteś w drugiej ciąży, a jest to dzień, w którym właśnie podpisałaś umowę o pracę, w firmie, w której możesz naprawdę dużo osiągnąć. Wszyscy dookoła się cieszą, pocieszają i w ogóle dziecko to samo szczęście przecież, tylko jakoś Tobie jest nie do śmiechu. Ale nic to, ciśniesz dalej. Rodzisz drugie dziecko, szukasz nowej pracy (bo w tej rozwiązali z Tobą umowę, bo pracowałaś przecież całe 3 miechy!) i rozglądasz się za nowym mieszkaniem. W międzyczasie zatrudniasz czwartą z rzędu opiekunkę do swoich dzieci, bo wszystkie po 2 miesiącach pracy żądają podwyżek i stałych godzin pracy, na co Cię nie stać, bo sama od 5 lat nie dostałaś żadnej podwyżki, gdyż nie miałaś nawet czasu na to aby się wykazać i tą podwyżkę dostać, bo ciągle zmieniałaś pracę, zachodziłaś w ciążę i rodziłaś dzieci. Dodatkowo jako jedyna para wśród swoich znajomych nie masz pod ręką żadnej babci, dziadka, cioci, wujka, siostry, kuzynki co by mogli Ci pomóc w wychowaniu dzieci. Tak więc bulisz kosmiczny hajs i płacisz łapówki w przedszkolu aby Twoje dziecko się do niego dostało.

Znajdujesz w końcu stałą, dobrą pracę, bierzesz kredyt na mieszkanie i zaczynasz urządzać. Tak, urządzasz mieszkanie z dwójką dzieci. Każda wizyta w Leroy Merlin jest dla Ciebie ekstremalną przygodą, a Twoje dzieci rozpoznawane są już przez pracowników działu hydraulicznego, stolarskiego oraz glazurniczego, a kiedy wchodzicie do sklepu, ludzie z działu z płytkami chowają najdroższe eksponaty, aby Twoje dzieci nie potłukły kolejnych sztuk. Tak więc wszystko wybierasz w biegu krążąc między półkami i powtarzając jak mantrę „nie ruszaj”, „zostaw”, „uważaj”, „czy musisz wszystkiego dotknąć?”, „nie, ta piła nie jest do zabawy” oraz „jak nie wstaniesz z tej podłogi oddam Cię ochroniarzowi i zamieszkasz na dziale tekstylnym!”. Kupione w pośpiechu przedmioty zazwyczaj są złe, niedopasowane, źle wymierzone, w związku z czym wracasz ponownie do sklepu, wymieniasz, zamawiasz części, czekasz 2 tygodnie, a remont przedłuża się w nieskończoność. W międzyczasie dostajesz informację, że do końca miesiąca musisz wyprowadzić się ze starego mieszkania, bo za 2 tygodnie wprowadzają się do niego nowi lokatorzy. Więc masz równo 14 dni na przeprowadzkę, skończenie łazienki, kuchni, położenie podłóg i pomalowanie ścian. Kończy się to tym, że wprowadzasz się do na wpół wykończonego mieszkania, bez kuchni, gdzie śpicie wszyscy na kupie na materacu z Ikei, a wszystkie rzeczy trzymacie w jednym pokoju, bo tylko tam została położona podłoga i pomalowane ściany. Bo nie możesz przecież jak człowiek wprowadzić się do gotowego mieszkania. Nie. Ty będziesz przez kolejne 2 miesiące żyła jak Czeczen, a Twoje dzieci będą rysować kredą po betonowej podłodze, w związku z czym nie będą odczuwały potrzeby wychodzenia na dwór, a Ty będziesz ich karmić frytkami z MacDonalda, bo nie masz przecież gotowej kuchni.

I tak żyjesz sobie jak Hun ze Stepów Akermańskich, starając się przetrwać i dotrwać do lata, aczkolwiek trochę się go boisz, bo Twój 20letni samochód nie ma klimatyzacji i odpadły w nim wszystkie gałki do otwierania okien, więc w temperaturze powyżej 20 stopni, czujesz się w nim jak w saunie fińskiej. Grunt, że silnik ma tak super sprawny, że Twój mąż oznajmia Ci, że nigdy go nie sprzeda i nie wymieni, bo takich silników już nie robią i nie da się go zajeździć. Zaczynasz więc oswajać się z myślą, że odpadający lakier oraz podłoga to taki nowy luksus, a Ty będziesz wyznaczać nowe trendy i jazda na Flinstonów okaże się nowym hitem w branży motoryzacyjnej. Opatentujesz ten pomysł, zarobisz kupę hajsu i będzie Cię w końcu stać na wszystko. Projekty życia będziesz robić tylko dla funu, na wakacje będziesz jeździć przynajmniej raz w miesiącu i nie na jakąś działkę do Strzekęcina, tylko na wypasie co najmniej na Bali tudzież w sezonie zimowym do Aspen. Wystawne przyjęcia organizowane przez Ciebie w stylu „zastaw się, a postaw się” staną się normą i serwować będziesz na nich już nie 2 kanapki na głowę, a przynajmniej po 2 Don Perignon na rękę! Zamieszkasz w willi z basenem, którą ekipa wykwalifikowanych pracowników fizycznych wykończy Ci w tydzień, a Twoje dzieci w magiczny sposób zaczną w końcu jeść same fit, ekologiczne przekąski wymazując smak MacDonalda z pamięci na zawsze. 

To wszystko przed Tobą, już niebawem. Skończysz przecież w końcu wtaczać ten głaz pod górę i będzie tak jak trzeba!

Znalezione obrazy dla zapytania samochód flinstonowie mem

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień Świra

Są takie dni, kiedy wiesz, że wszystko będzie źle. Wstajesz i po prostu to wiesz. Czujesz to w kościach, bo przez całą noc wisiałaś na brzegu łóżka, przygnieciona osiemnastoma kilogramami dziecka, którego włosy skutecznie wchodziły w twój otwór gębowy i nie pozwoliły swobodnie złapać oddechu. Czujesz to w uszach, bo od samego rana wysłuchujesz jak twoja ukochana córka odmawia założenia kwiecistej sukienki na bal w przedszkolu celebrujący wiosnę i  ma w dupie to, że ty tą sukienkę przez całą noc do 4 nad ranem szyłaś, klęłaś pod nosem, a wcześniej tego samego dnia stoczyłaś bitwę z emerytowaną babą o wstążkę w kwiaty, którą wypatrzyłaś na bazarze i która idealnie do wizji tej sukienki pasować by mogła. Wywalczyłaś tą wstążkę, bo była ostatnia, uszyłaś tą kieckę, a twoje dziecię ukochane, co je wiłaś w bólach porodowych przez godzin równo sztuk 12 i tak tej kiecki nie założy. Nie, bo woli różową, tiulową spódniczkę z Pepco co była w zestawie z różdżką i koroną. I czujesz, że tak na...

Będę FIT

Opowiem Wam historię, jakich znacie i słyszeliście wiele. Więc może być nudno, ale co tam. Zaryzykuję. Rzecz będzie o odchudzaniu. Tak, poruszę ten haniebny i odwiecznie wszystkim doskwierający temat. Otóż odkąd przekroczyłam pewną granicę wieku dołączyłam do grona osób, które wiecznie są na diecie lub na niej będą. Od poniedziałku, od 1szego, jak zacznie się post, adwent, szabat tudzież ramadan. Tak w kółko. Jednym się udaje, a większości nie. No u mnie to zazwyczaj, A I O DZIWO SIĘ NIE UDAJE. Moje przygody wyglądają mniej więcej tak: Zaczyna się to zwykle w momencie, kiedy spotkam jakąś chudą koleżankę i działa na zasadzie: „jak ona mogła to ja też!”. Albo jak zobaczę siebie z rana z wystającym sadłem. Just like that. Postanawiam, że „o nie! z tym już koniec, przechodzę na dietę”. Najciekawiej było jak postanowiłam, że nie to, że schudnę ALE jeszcze się oczyszczę i zadbam o zdrowie! A CO! Taki kombos sobie zrobię i przejdę na dietę warzywną Pani Dąbrowskiej. Generalnie to nie wi...