Przejdź do głównej zawartości

BRAWO MY

Zaspałaś. Zdarza Ci się to raz na ruski rok i zdarzyło Ci się to w dniu, w którym na oficjalną wizytację przyjmujesz delegację Twojej firmy z Rumunii. Mogło się to zdarzyć każdego innego dnia, ale zdarzyło się właśnie dzisiaj. Wstajesz więc pół godziny po zaplanowanym czasie i popierdalasz jak kot z pęcherzem po mieszkaniu próbując ogarnąć wszystko w tempie ekspresowym. Budzisz dzieci, robisz śniadanie, prasujesz ubrania, szukasz dokumentów, myjesz się, malujesz i jesteś prawie gotowa by wystrzelić jak z procy do swojej pracy życia, ale NIE. Twoje dzieci w tym właśnie dniu postanawiają mieć zły humor. Młodsze nie odstępuje Cię na krok i robisz siku trzymając je na kolanach, a starsze ma w dupie przedszkole i chce sobie jeszcze pospać. Jak już wstanie to jedząc śniadanie ryczy na cały głos, bo jest mu niewygodnie w tych rajstopkach. Próbujesz wszystko ogarnąć i zapanować nad sytuacją i kiedy myślisz, że już Ci się to udało wręczając 2 lizaki marki chupa chups, okazuje się, że popełniłaś największy błąd swojego życia. DAŁAŚ NIE TEMU DZIECKU CO TRZEBA LIZAK O SMAKU COLI. Tak jest, starsze dostało chupa chupsa o smaku coli a młodsze o smaku wiśni. Błąd kardynalny. Błąd z serii „Jak wywołałem 2 wojnę światową” lub „Nie będzie niczego”. Opanowując rozpacz młodszego dziecka, potulnie na kolanach w rajstopach, ołówkowej spódniczce i nienagannie wyprasowanej koszuli zbierasz z podłogi resztki szklanki, którą Twoje dziecko w przypływie złości rzuciło. Tłumaczysz sobie, że to tak zwany bunt, 2latka, 3latka, 40latka i tak po prostu może być, może się tak czasem zdarzyć. Więc zbierasz tą szklankę a raczej jej resztki, wymierzasz karę niczym Dorota Zawadzka, Super Niania, sadzając dziecię na karnym jeżu, zgarniasz rozanielone starsze z lizakiem o smaku coli w gębie i w blokach startowych czekasz na opiekunkę aby wystrzelić jak ta proca co o niej pisałam na początku do pracy. Opiekunka spóźnia się akurat dzisiaj, bo musiała przed pracą zajechać do Lidla, gdyż rzucili dziś crocsy i torby Wittchen za pół ceny, w związku z czym musiała stoczyć bitwę i dotrzeć półprzytomna na swój posterunek grubo po czasie. Ale jest, udało jej się, dotarła z 3 parami crocsów dla rodziny i 2 torbami Wittchen w kolorze ecru. Brawo Ona!

Znalezione obrazy dla zapytania lidl memy

Wychodzisz z domu i wsiadasz do samochodu. Jedziecie do przedszkola. Niepomna klęsk dotychczasowych, półgodzinnego opóźnienia, mkniesz przez miasto niczym kierowca rajdowy zgrabnie omijając poranne korki pobocznymi uliczkami. Kiedy docierasz pod przedszkole okazuje się, że nigdzie w promieniu 5 km nie ma wolnego miejsca do zaparkowania. Krążysz niczym sęp, ale nic to nie daje. Zero, nic, pustka. Parkujesz więc w jakiejś pobocznej uliczce, pod czyimś domem, gdzie samochodów nastawianych jest również od groma. Wysiadasz, bierzesz dziecię, zamykasz samochód i w tym właśnie momencie podchodzi do Ciebie stary dziad z petem w mordzie, który drze na Cebie ryja, że tu parkować NIE WOLNO. Że mu zastawiasz chodnik i że dzwoni po straż miejską. Dodam, że Twój samochód jest jakimś 20stym w rzędzie innych samochodów, a on musiał wyjść z domu akurat W TYM MOMENCIE i akurat Ciebie musiał opierdolić, chociaż parkujesz tam pierwszy raz. Wkurwiona bierzesz to na klatę, ładujesz dziecko z powrotem do samochodu, wsiadasz i popierdalasz szukać dalej wolnego miejsca. Znajdujesz 3 ulice dalej, w związku z czym biegnąc niesiesz swoje dziecko na rękach do przedszkola żeby było szybciej.

W przedszkolu okazuje się, że Twoje dziecko zgubiło jednego kapcia i do sali idzie na bosaka, bo Ty nie masz już naprawdę czasu szukać tego buta. Po drodze okazuje się, że chce mu się siku, więc zaliczasz jeszcze wizytę w łazience, gdzie jak na prawilnego przedszkolaka przystało Twoje dziecko robi wszystko SAMO. Samo zdejmuje rajstopki, robi siusiu, myje rączki, wyciera się, itd. Robi to w takim tempie, jakby przeczuwało, że przed sobą ma jeszcze z co najmniej 90 lat życia i nic je nie pośpieszy… Brawo Twoje dziecko!

Kiedy już uda Ci się wyjść z przedszkola, zapierdzielasz niczym Ewa Swoboda do metra. Nie dodałam, że na nogach masz nowe szpilki, które konsekwentnie i po malutku robią Ci dziury w stopach, w związku z czym z każdym Twoim krokiem, Twoje nogi krwawią coraz bardziej. Docierasz do metra cała mokra, zakrwawiona, obolała i wkurwiona. Wsiadasz do pociągu i próbujesz złapać oddech wśród tłumu korpomasy udającej się do pracy. Kiedy myślisz, że już jest ok, na Marymoncie do pociągu wsiada bezdomny. Tak, bezdomny, i Ty już wiesz, że on stanie obok Ciebie. Ty wiesz, że jesteś wybrańcem i musisz to przeżyć. Tak więc przez kolejne 10 min starasz się nie oddychać i śmiało mogłabyś wpisać się do Księgi Rekordów Guinnessa za najdłużej wstrzymany oddech w pociągu na trasie Młociny – Centrum.

Wyskakując z metra, łapiesz oddech i odbierasz po drodze do pracy z 7 telefonów zdenerwowanej recepcjonistki, która oznajmia Ci, że delegacja z Rumunii od godziny czeka w sali konferencyjnej i że wszystkie ciastka przeznaczone na cały dzień zostały już przez nich wyjedzone. Ona więcej nie ma i nie kupi, bo nie ma czasu, nie ma kiedy wyjść i koniec. Kupujesz więc po drodze 4 kilogramy truskawek i czereśni, bo akurat jest sezon i masz zamiar tych Rumunów naszymi polskimi, lokalnymi owocami poczęstować. Wpadasz do biura i szukasz miejsca. Ze względu na to, że w Twoim biurze wprowadzono zasadę tak zwanych hot desków, czyli kto pierwszy w biurze ten lepszą miejscówkę zajmuje, o tej porze nie jesteś już w stanie żadnego wolnego miejsca zlokalizować oprócz jednego biurka obok Elżbiety z Administracji. Elżbieta jest w wieku przedemerytalnym, przechodzi menopauzę i jest jej wiecznie gorąco w związku z czym na ołpen spejsie w jej okolicy temperatura obniżona jest do 18 stopni i Ty po godzinie pracy przy Elżbiecie czujesz się jakbyś pracowała przy pakowaniu mrożonek firmy Hortex w jakimś magazynie w Brwinowie. A że jest czerwiec i gorąco, to nie masz nawet pół sweterka żeby się zakryć i ogrzać, więc będziesz walczyć o przetrwanie. Ale to nastąpi później, bo teraz w biegu zmieniasz obuwie na wygodniejsze, wycierasz krew, pot i łzy i gnasz do sali konferencyjnej do swoich rumuńskich kolegów.



Witasz ich miską pełną czereśni i truskawek oraz głupią wymówką dotyczącą wypadku w metrze i wstrzymanym ruchu kolejowym. Twój szef zabija Cię wzrokiem i wiesz już, że z premią i urlopem możesz się pożegnać. Zaciskasz zęby i kontynuujesz spotkanie wysłuchując korporacyjnych gadek na temat wspaniałości swojej firmy. Siedzisz tak z tymi Rumunami 4 godziny próbując powstrzymać się od wyjścia do toalety, bo zjedzone przez Ciebie czereśnie i wypita kawa, dają się we znaki bardzo szybko. Spotkanie kończy się w momencie, w którym Ty już naprawdę nie dajesz rady, a Twój żołądek wygrywa hymn na cześć samych zalet rodzimych owoców i warzyw. Biegniesz więc do kibla omijając szerokim łukiem szefa, który ewidentnie czeka na ten moment aby spuścić Ci zasłużony wpierdol. W kiblu spędzasz 15 min, po których orientujesz się, że nie ma papieru toaletowego. Na szczęście jesteś matką i masz w torbie mokre chusteczki, które skutecznie ratują Ci życie, a przede wszystkim dupę. Brawo Ty!

Wracasz do biurka i Elżbiety. Twój szef wyszedł na lunch z Rumunami i nie wróci do końca dnia. Zyskujesz więc trochę czasu aby przygotować wspaniałe wymówki na swój dzisiejszy poranek. Możesz w spokoju popracować i nadrobić zaległości. Jednak po godzinie pracy przy Elżbiecie czujesz, że masz gorączkę, gil cieknie Ci z nosa, a na udach dostałaś wysypki. Robisz sobie ciepłą herbatę, pożyczasz szal od koleżanki i działasz dalej. W końcu jesteś dorosła i nie takie rzeczy się w życiu robiło! Po jakimś czasie zgarnia Cię koleżanka z innego działu i wkręca na wewnętrzne spotkanie dotyczące super akcji CSRowej Twojej firmy dotyczącej ratowania wyginającej populacji łabędzia niemego występującego w Kampinoskim Parku Narodowym. Akcja prowadzona jest pod hasłem „Nowy dom dla łabędzia” i polega na tworzeniu przez pracowników Twojej firmy nowych miejsc lęgowych dla tych ptaków. Budżet jaki został przeznaczony na budowę legowisk powala Cię z nóg, bo dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, że w Twoim dziale liczba cytryn przydzielana jest wg specjalnego algorytmu opracowanego przez szefa Finansów z Brukseli aby zaoszczędzić jakiekolwiek pieniądze w Twoim departamencie. W związku z tym, że jesteś jedynym przedstawicielem swojego działu na spotkaniu dotyczącym ratowania populacji łabędzia niemego, oficjalnie zostajesz wybrana reprezentantem departamentu na całą CEE, EMEA a nawet APAC. Dostajesz +10 do zajebistości i śmiało w CV i na swoim profilu na Linkedinie możesz sobie wpisać jak zajebiście proaktywnym uczestnikiem ekologicznego życia zwierząt prolife jesteś. Jeszcze raz brawo Ty!



Po całym dniu w korpo świecie wracasz z gorączką do domu. Przebierasz się, bierzesz dzieci i jedziecie na kinderparty koleżanki z przedszkola Twojego dziecka do UWAGA – KAMPINOSU! Tak jest, po drodze możesz sobie cyknąć słit focię z łabędziem niemym i wysłać do swoich korpo współpracowników aby pokazać jak bardzo jesteś zaangażowana w życie firmy. Od pierwszych godzin życia projektu CSRowego masz doskonałą możliwość aby się w niego zaangażować i przyczynić się do ulepszania tego świata. Ale najpierw musisz stawić czoła wszystkim aktywnie działającym w przedszkolu Twojego dziecka mamom. A starcie to wymaga nie lada odwagi. Bo jesteś praktycznie jedynym rodzicem, który nie bierze udziału we wszelakich przedstawieniach, rajdach rowerowych, meczach piłki nożnej i innych super integracyjnych aktywnościach rodziców dzieci z przedszkola. Do tego jesteś najmłodsza i nie masz o czym z nimi gadać, ale spoko. Deal with it.

Tak więc jedziesz do jakiejś zagrody w środku lasu, witasz się z uśmiechniętymi mamami spędzającymi swój czas na urlopie wychowawczym i poświęcającymi się w 100% wychowywaniu swoich dzieci. Wysłuchujesz pięknych historii o zajęciach dodatkowych z grania na skrzypcach, akrobatyki sportowej, rysunku, śpiewu i zastanawiasz się czy Twoje dzieci też nie powinny bardziej się rozwijać? Czy nie zaniedbujesz ich? Czy nie powinnaś jednak zostać w domu, przeprowadzić się pod Warszawę, siać i zbierać swoje warzywa, z których będziesz gotować ekologiczne dania dla swoich dzieci, bez żadnych GMO i pestycydów? Czy nie powinnaś ich wozić do szkoły, przedszkola, na zajęcia dodatkowe? CZY ONE NIE MAJĄ ZA MAŁO ZAJĘĆ DODATKOWYCH? Czy basen raz w tygodniu w ich wieku to nie za mało? Bo Hania śpiewa, Ewa gra na pianinie, a Ola trenuje karate! I tak spędzasz 2 godziny swojego życia w tym Kampinosie, zapominając zupełnie o tym łabędziu niemym, którego miałaś poszukać jak Twoje dzieci będą rozbijały piniatę i jadły 4 kawałek tortu bezglutenowego. Zapomniałaś o tym, bo myślałaś jak chujową matką jesteś. W drodze powrotnej do domu o mało się nie popłakałaś w samochodzie z tych wyrzutów sumienia, ale życie uratowała Ci koleżanka, która zadzwoniła i powiedziała, że zapomniała o przedstawieniu na zakończenie przedszkola swojej córki. Zapomniała, bo pierwszy raz od miesiąca miała wolne 3 godziny dla siebie, które spędziła na czytaniu njusów na Pudelku i podniecaniu się brzuchem pociążowym Ani Lewandowskiej. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze. Brawo Ona!


A w domu? A w domu wita Cię obraz jak po bitwie pod Grunwaldem - stos ubrań do składania, naczyń do umycia i lista książek do przeczytania. Rzucasz więc wszystko, aplikujesz sobie Fervex albo jakiś inny Apap, ładujesz się pod kołdrę ze swoimi dziećmi, czytacie książki i wbrew wszystkim poradnikom dotyczącym współczesnego rodzicielstwa, zasypiacie sobie wszyscy razem na przysłowiowej „kupie” zapominając o wszystkich problemach tego świata. Brawo Wy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień Świra

Są takie dni, kiedy wiesz, że wszystko będzie źle. Wstajesz i po prostu to wiesz. Czujesz to w kościach, bo przez całą noc wisiałaś na brzegu łóżka, przygnieciona osiemnastoma kilogramami dziecka, którego włosy skutecznie wchodziły w twój otwór gębowy i nie pozwoliły swobodnie złapać oddechu. Czujesz to w uszach, bo od samego rana wysłuchujesz jak twoja ukochana córka odmawia założenia kwiecistej sukienki na bal w przedszkolu celebrujący wiosnę i  ma w dupie to, że ty tą sukienkę przez całą noc do 4 nad ranem szyłaś, klęłaś pod nosem, a wcześniej tego samego dnia stoczyłaś bitwę z emerytowaną babą o wstążkę w kwiaty, którą wypatrzyłaś na bazarze i która idealnie do wizji tej sukienki pasować by mogła. Wywalczyłaś tą wstążkę, bo była ostatnia, uszyłaś tą kieckę, a twoje dziecię ukochane, co je wiłaś w bólach porodowych przez godzin równo sztuk 12 i tak tej kiecki nie założy. Nie, bo woli różową, tiulową spódniczkę z Pepco co była w zestawie z różdżką i koroną. I czujesz, że tak na...

Będę FIT

Opowiem Wam historię, jakich znacie i słyszeliście wiele. Więc może być nudno, ale co tam. Zaryzykuję. Rzecz będzie o odchudzaniu. Tak, poruszę ten haniebny i odwiecznie wszystkim doskwierający temat. Otóż odkąd przekroczyłam pewną granicę wieku dołączyłam do grona osób, które wiecznie są na diecie lub na niej będą. Od poniedziałku, od 1szego, jak zacznie się post, adwent, szabat tudzież ramadan. Tak w kółko. Jednym się udaje, a większości nie. No u mnie to zazwyczaj, A I O DZIWO SIĘ NIE UDAJE. Moje przygody wyglądają mniej więcej tak: Zaczyna się to zwykle w momencie, kiedy spotkam jakąś chudą koleżankę i działa na zasadzie: „jak ona mogła to ja też!”. Albo jak zobaczę siebie z rana z wystającym sadłem. Just like that. Postanawiam, że „o nie! z tym już koniec, przechodzę na dietę”. Najciekawiej było jak postanowiłam, że nie to, że schudnę ALE jeszcze się oczyszczę i zadbam o zdrowie! A CO! Taki kombos sobie zrobię i przejdę na dietę warzywną Pani Dąbrowskiej. Generalnie to nie wi...

Pod Górę

3 miesiące. 3 miesiące ciężkiej, intensywnej i wytężonej pracy nad projektem, który ma wyrwać Twój dział z marazmu, z zapomnienia i wyciągnąć ludzi z tonącego statku bez chwytania się za brzytwę. Projekt, dzięki któremu przez 3 następne lata Ty i Twoi współpracownicy nie musielibyście robić nic, tylko spijać sobie z dziubków i odcinać kupony. Projekt tak bardzo ważny, że każda inna rzecz w Twojej firmie nie ma żadnego znaczenia, wszyscy inni klienci idą w odstawkę, bo Ty i Twoi współtowarzysze pracujecie nad projektem życia. Wymyślacie, jeździcie, robicie wizje lokalne, zdjęcia, kręcicie filmy, robicie kampanie reklamowe, rozkładacie na czynniki pierwsze każdy element, który może pomóc w wygranej. Mało tego, tak bardzo wierzycie w wygraną, że nikt już nie pyta nawet KIEDY będzie wiadomo czy już wygraliście, tylko JAK JUŻ wygracie to będzie tak, srak i owak. No tak będzie i tak było. Bo przecież idąc za słowami jakiegoś super poczytnego wieszcza w stylu Paula Coehlo „Jak się czegoś ba...